Gdzieś w La Manchy na zapomnianym strychu kurzyła się obtłuczona walizka... W walizce zwijały się ze starości pożółkłe kartki maszynopisów - to scenariusze młodego Pedra z czasów La Movidy, a wśród nich podobnie jak pozostałe obsceniczna historia pewnego lotu z Madrytu do Ciudad Mexico, który właściwie nie doszedł do skutku. I jakby nie było dojrzałego etapu twórczości, Almodovar znów kręci beztroski, bezczelny, obrazoburczy (niegdyś może), odważny obyczajowo (trzydzieści lat temu) film, na którego planie wszyscy krewni i znajomi bawili się świetnie. Z zaskakującym morałem: cnota najpobożniejszego z bohaterów zostaje nagrodzona - i to dostaniem się do siódmego nieba po twardym lądowaniu.
PS Krystyna Janda twierdzi, że to film "żenujący". Poniekąd. I taki chyba miał być.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz