piątek, 9 października 2015

Sophie Marceau musi mieć grzywkę



ANNA KARENINA, reż. Bernard Rose, USA 1997

Ktoś się zapatrzył na klasyczne Hollywood, ale i na Doktora Żywago Davida Leana, bo echa ich wartkich skrótów i epickiego rozmachu pobrzmiewają przez cały film. Wszystko tu jest wbrew Tołstojowi, ale najbardziej hrabia Wroński - dorosły, odpowiedzialny, a nawet szczerze Annę kochający. W interpretacji zabójczo męskiego Seana Beana rozbudza w nas tęsknotę za nieosiągalnym ideałem. Zapłaciliśmy za melodramat kostiumowy, więc go dostajemy, co sprawia nam niemałą frajdę.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz