poniedziałek, 30 lipca 2012

NIE MA DOKĄD JECHAĆ cz.III



Przyjaciel samotnika

Kim jest Loser, z którego zgonem odszedł dawny Blues – jak wyrzuca mu
zapłakana Mike, chcąc dowiedzieć się, co z ich związkiem, co będzie z nią samą? Na
pytanie, czy nadal są razem, nie uzyska odpowiedzi; skończył się czas łatwych decyzji i
prostych wniosków. Tam, gdzie wkracza śmierć, nic już nie będzie takie samo. A zmarły
przyjaciel chciał tylko żyć: swobodnie, w nieograniczonej przestrzeni, oddychając pełną
piersią, aż po łokcie babrając się w smarze przy dopieszczaniu maszyny. Pragnienie to
przenosił na wszystkie stworzenia. W Mecce, dokąd przyjechał z gangiem, aby uzyskać
skradziony przez Meksykanów motocykl, odwiązuje białego konia w przekonaniu, że
wraca mu wolność. "To niesamowite" – dziwi się – jest wolny, a nie ucieka".
W podobny sposób postępuje większość żyjących wokół obywateli; choć
swobodni, nigdzie nie dążą, ale także żadnego konstruktywnego działania nie można po
nich oczekiwać. W gruncie rzeczy ani ucieczka, ani samoograniczanie poprzez
grzęźnięcie w rutynie dnia codziennego, nie są właściwymi sposobami korzystania z
wolności; ale tak społeczeństwo, jak i Aniołowie Piekieł, pewni są słuszności własnego
postępowania. Jedni przeminą bez echa, drudzy okryją się złą sławą, bo choć uczynili już
pierwszy krok ku czemuś wyższemu, zatrzymali się w miejscu. I prawi obywatele, i
zbuntowani motocykliści są dwoma wektorami o przeciwnych wprawdzie zwrotach, ale
dokładnie tej samej wartości. Jedni się podporządkowują, drudzy krzyczą "nie!" aż do
ochrypnięcia, ale nie tworzą żadnej nowej jakości. Nie osiągnęli stanu Świadomości III
(18): wartości społeczeństwa wielkich korporacji są im obce, ale ich bunt jeszcze nie jest
szlachetny, a – choć uzasadniony – z całą pewnością emocjonalny i ślepy (vide: Piąty
Anioł
(19)). ...nasze społeczeństwo ze swoim dogmatycznym, jednostronnym podejściem
do wszystkich zjawisk, z jego dominującą fałszywą świadomością, z coraz szerszą luką
między faktami a retoryką
[szczelina owa doprowadziła do konfliktu z rzeczywistością
komiksowego patriotę Captaina Americę – B.M.] sprzyja temu, że w pewnej chwili luka wiarygodności powiększa się ponad miarę i powoduje wówczas katastrofalne skutki dla
świadomości młodego człowieka.
(20)

Jeden z tych młodych ludzi o imieniu Joe, prosty i poczciwy – mimo zewnętrznych
oznak w rodzaju poniemieckiej pilotki z orłem na przedzie i nieporadnie narysowanymi
długopisem swastykami po bokach – zyskuje wdzięczność uwolnionego przez siebie
zwierzęcia. Koń towarzyszy mu w drodze przez zakurzone ulice miasteczka, a koledzy z
gangu śmieją się, że zdobył kumpla na całe życie. Może po prostu ujeżdżone pod wierzch
zwierzę musi mieć w pobliżu człowieka, który mógłby je wziąć za uzdę i poklepać po
szyi. Koń ucieka dopiero na widok policjantów, z których jeden strzeli w plecy jego
wybawicielowi, umykającemu przed pościgiem na skradzionej służbowej maszynie.
"Życie nigdy nie pozwalało robić Loserowi tego, co chciał, zmuszało go tylko,
żeby był dobry, płacił komorne i zarabiał!" – wykrzyczy na jego trumną Blues, rzucając
w twarz pastorowi, którego rutynowa, pełna banałów i sztampowych odniesień
biblijnych mowa uwięzła właśnie w gardle: "To nie dziecko Boga, ale Aniołów Piekła!".
Wbrew słowom kaznodziei, nikt nie może ze swoim życiem zrobić tego, co zechce.
Loser kochał Geish, harleya, Bluesa; trudno dociec, w jakiej kolejności. Nie dano mu żyć
na swój sposób, zginął bezsensownie, choć przecież mimochodem w imię ideałów,
jakich nigdy sobie do końca nie sprecyzował. Zwrócił się przeciwko prawu nie przez
siebie ustanowionemu i zabito go jak bandytę, którym nie był. Skonał melodramatycznie
niczym banita z westernu, szlachetny zbójca z kostiumowego romansu czy partyzant
walczący z okupantem. Wykradziony przez towarzyszy z gangu ze szpitala, umiera
wśród przyjaciół, z rozszlochaną Geish u wezgłowia, w otoczeniu odbierającym chwili
całą tragiczność: u jednej z "mam", której wszystkie "dziewczyny" miały ciężką noc, na
czerwonej kapie z ogromnym hakenkreuzem, z kłębiącym się wokół tłumem, przy
akompaniamencie kłótni z właścicielką łóżka, płaczu jej dwójki dzieci (chciała je właśnie
położyć spać) i głośno nastawionego radia. Gdy na moment odzyskuje przytomność,
mówi "Odbiliście mnie" – i to jest jego nagroda za bycie Hell's Angel; nie doznał
zawodu, wybrał słusznie, odrzucając wartości ojców i starszych braci. Martwi go tylko,
że złamał swój Żelazny Krzyż; dostaje na pociechę papierosa i tak odchodzi.
Blues jest w obliczu tej sceny bezradny; maska, jaką usilnie starał się utrzymać
przy umierającym uwagami: "Wytrzyj mu jeszcze raz pysk!", opada. Zdejmuje ciemne
okulary i przedziera się przez tłum na zewnątrz. Za nim podąża wierna Mike, która nie
do końca wie, ale przeczuwa, jakie myśli się w nim kłębią, a wobec nich to ona z kolei
jest bezsilna. Wstaje świt, obydwoje w milczeniu idą brzegiem morza – on wysoki,
posępny, w czarnej skórze, ona kilka kroków z tyłu bosa, jedyny raz w białej sukience
(udawała w szpitalu siostrę Losera, aby odwrócić uwagę personelu). Skończył się czas
słów. Niezwykłe jest stężenie duchowego napięcia w tym cichym obrazie. Pod zastygłą
melancholią młodego człowieka wyczuwamy mroczne przelewanie się rozpaczy. niepokoi
właśnie niedostępność jego uczuć.
(21)

Rodzi się Easy Rider

Pogrzeb odbywa się w Sequoia Groves, położonym wśród lasów miasteczku
sześdziesiąt mil od Wybrzeża. Motocykliści przyjeżdżali tu ukradkiem różnymi drogami,
po dwóch, ukrywając nazistowsko-satanistyczny sztafaż strojów pod cywilnymi kurtkami
i, jak kazał Blues, uśmiechając się do wszystkich. Teraz znów są w grupie, a więc z
powrotem mają moc i budzą przestrach. Zdetonowany pastor tłumi zdziwienie, myli
nazwisko zmarłego, stara się tylko wykonać swój obowiązek bez zaangażowania
 emocjonalnego. Stoi na zewnątrz kręgu, będącego dla niego piekielnym. Jakże żałosne i
wyzbyte metafizycznego lęku musiałoby być Piekło, gdyby istotnie jego reprezentanci
stali przed nim. Blues uosabia w kaznodziejskich oczach nisko upadłego Księcia
Ciemności – choć Lucyfer oznacza wszak Niosącego Światło. Nigdy się nie porozumieją,
mimo że są dwoma ludźmi, tymi samymi, lecz nie takimi samymi homines sapientes; nie
stoją za nimi Bóg ani Szatan, ni Dobro, ni Zło. Adonai należy do nieobecnych, jest tylko
nominalny duchowny, który nigdy nie mówi własnymi słowami. Jedynym bytem
wyższym przebywającym między nimi jest Śmierć, stanowiąca przecież zaprzeczenie
istnienia.

"Czego w ogóle chcecie?" – pyta pastor, któremu zraniony Tristan przerywa mowę
pogrzebową aby polemizować; jeden mówi od siebie, drugi parafrazuje Izajasza
(Przekleństwo na Judę, Pomsta Pańska nad królestwem izraelskim, Satyra na śmierć
tyrana
; Iz 5, 20-22; 9, 15; 14, 3-21). Zapada chwila przerażającego milczenia: fakt, że
Hell's Angels właśnie nie wiedzą, czego chcą, niemal materializuje się w powietrzu. A
potem Blues desperacko kłamie, żeby zatrzymać w sobie to, czego powstrzymać już nie
zdoła. ...aby przecież w końcu odważyć się na skok we wszechświat, musiałby wilk
stepowy raz stanąć naprzeciw siebie samego, musiałby spojrzeć w głąb chaosu swej
własnej duszy i dojść do pełnej świadomości samego siebie.
(22) Ta chwila nadeszła
nieodwracalnie, nie zniweczą jej ani narkotyki, po które Blues pierwszy raz sięga, ani
zdrada ukochanej, dokonana wbrew sobie na jej oczach. Ani kłamstwo, którym
odpowiada kaznodziei, używając pierwszej osoby liczby mnogiej, choć on już do
wyznawców tego programu nie należy: "Chcemy być wolni, by robić to, na co mamy
ochotę. Wolni, by jechać naszymi motocyklami, aby nikt nam nie przeszkadzał i chcemy
ćpać, chcemy się dobrze bawić. To jest to, czego chcemy!". Ale gdy ze strasznym
krzykiem "NIE JESTEM TWOIM SYNEM!" ogłusza pastora i daje hasło do tej dobrej
zabawy, mówi prawdę. Pierwsza osoba liczby pojedynczej – przyszedł znikąd, gna i gna
bez końca, wyjąc nocami z żałości, ale strywializowanemu przez kulturę popularną
Diabłu nie zaniesie już swojej biednej duszy.

Gdzie się kończy zabawa, a gdzie zaczyna wojna światowa? (23) Sprofanowanie
świętego miejsca najbardziej, jak tylko można, jest prymitywne, głupie, bezcelowe – ów
brak ideologii właśnie ucina wszelkie próby porównania pogrzebowej orgii z
późnośredniowiecznymi Świętami Głupców (do których nierzadko przyrównuje się
współczesne koncerty rockowe). Spełniały one wśród subdiakonów i niższego kleru
funkcję korka wyciąganego od czasu do czasu z beczki wina, aby nie wybuchło z
nadmiaru powietrza. Były rzecz jasna kontrowersyjne i wzbudzały spory między
chrześcijanami, ale paradoksalnie wzmacniały porządek, który w okolicach Nowego
Roku wywracały po świątyniach. Karnawał, nawet polegający na parodiowaniu mszy,
sprośnych żartach, przebierankach i jedzeniu kiełbasy przy ołtarzu w trakcie
nabożeństwa, był twórczy, nie destrukcyjny. Oczyszczał nie tylko atmosferę i budował,
zamiast zrywać więzi. Katalizował przyrodzoną skłonność młodych do robienia rzeczy
niemądrych i zakazanych; podobno wszystko, co dobre, jest niemoralne, nielegalne, albo
powoduje tycie... Erazmiańska głupota paryskich subdiakonów i kleryków w Roku
Pańskim 1445 skłaniała ich między innymi ku rozrywkom typu kadzenia ohydnymi
wyziewami z podeszew butów, jeździli też wokół miasta na wozach, wykonywali
nieprzyzwoite gesty oraz wykrzykiwali sprośne wersy, lecz wszystko to ku uciesze
społeczeństwa. (24) Nikt nie wzywał seneszala, nie rzucał kamieniami czy nie
wrzeszczał na widok strojów i ozdób: "Kiedyś zabijaliśmy takich, co nosili te śmieci!". Nie było celem młodych wzbudzanie agresji.

Hell's Angels w większości wypadków prowokują swoim zachowaniem, stylem i
obyczajowością; szukają zaczepki, ale nie po to, by komuś otworzyć oczy lub zmienić
czy też oczyścić świat. Odwracają rytuał chrztu podczas inicjacji nowego członka gangu,
oblewając go fekaliami, i jest to gest pusty. Naoczny świadek ich obrzędów relacjonuje:
W czasie wypadku motocyklowego zginął jeden z "Aniołów Piekła". Jego pogrzeb
przerodził się w niesamowity happening, przypominający bardziej barwny karnawał, niż
rytuał pogrzebowy. W pogrzebie brali udział zarówno "Aniołowie, jak i
hipisi. "Aniołowie" co chwila wysyłali hipisów na różne posyłki
(25). Kpią ze śmierci,
sadzając nieboszczyka na ławce i przyklejając mu do warg tlącego się papierosa, ale to
nie znaczy, że zwyczajna ta wariatka (26) może zostać przez nich pokonana czy choćby
zanegowana – ona trwa majestatycznie. Scena, w której nafaszerowana narkotykami i
dwukrotnie zgwałcona Geish siada obok ziemskiej pozostałości Joego i tuląc się z
płaczem do trupa szuka zrozumienia wśród martwych ("Nic nie mogłam na to poradzić.
Wiem, że byś się nie gniewał...") jest poruszająca, choć można ją, podobnie jak cały film
klasy B, wyśmiać z intelektualnych wyżyn.

Wśród chaosu dzikich tańców i brutalności, pomiędzy tańczącymi i kopulującymi
parami, rozgrywają się naraz trzy osobiste dramaty: Bluesa, Mike i Geish. Każde z nich
jest ze swoją tragedią samo, choć Blues i Mike przed rozstaniem zdają sobie sprawę z
uczuć pozostałych, łącznie ze stanem zamkniętej wewnątrz swego bólu sponiewieranej
wdowy. Pomimo tego, miast łączyć, co się przez splot okoliczności podzieliło, dążą do
rozejścia, nie umiejąc sobie pomóc. Blues potrafi tylko złożyć ciało przyjaciela na
powrót do trumny i odprowadzić go na cmentarz. Czuje się wyniesiony poza nawias tego
wszystkiego, a jednak się nie zabija, gdyż resztka wiary każe mu to cierpienie, to złe
cierpienie, wypić w swym sercu aż do dna: jest to bowiem cierpienie, na które musi
umrzeć
[B.M.]. (27)

Zmotoryzowany kondukt przemierza senne ulice miasteczka, wzbudzając
zaciekawienie mieszkańców, zaintrygowanych już zapchanym doszczętnie przez
motocykle przykościelnym parkingiem. Tłum gapiów towarzyszy Aniołom aż na
cmentarz, ale zatrzymuje się przed żelazną bramą i patrzy w milczeniu. Aż wreszcie ktoś,
co poczuł się bez grzechu, ten jeden jedyny raz gdy agresji nie wyzwoliły w nim
świadome działania gangu, pierwszy rzuca kamieniem. Za jego przykładem idą inni
obywatele, czerpiąc odwagę z bólu tych zwykle silniejszych. Żałobnicy wrzucają trumnę
do grobu i zaczyna się bitwa wyjątkowo nie przez nich zainicjowana.
Blues, który właśnie nie chciał wygłosić mowy pogrzebowej, prosi: "Najpierw go
pochowajmy". Hell's Angels, dotąd słuchający go mniej lub bardziej karnie, nie bez racji
stwierdzają, że nieboszczyk może zaczekać. W obawie przed nadciągającą z wyciem
syren policją zarówno miejscowi, jak i przyjezdni, przerywają bijatykę; cmentarz się
wyludnia. Tristan wsadza Geish na motor i mimo próśb Mike zostaje z łopatą w dłoni
sam jeden wśród nagrobków, do końca ze swoim bratem w pragnieniach. Nie ocalił mu
życia, ale jest w stanie zasypać grób, w którym złożył to, co pozostało. Obok stoi
motocykl, którym już nigdzie nie dotrze, jakby przestały istnieć jakiekolwiek drogi
dokądś prowadzące. Oliver Cromwell miał mawiać, że ten zajdzie daleko, kto nie wie,
dokąd zmierza, ale musiał mieć na myśli zupełnie inny stan duszy.
Mało. Jeszcze przedłużcie mi karę. Jeszcze wolę tu być na wygnaniu, na banicji, niż
wracać tam do Niniwy słodkiej, gdzie mój własny czeka mnie duch. Jeszcze wolę tu być.

(...) Niech mnie nikt nie rusza (...). Nie ruszajcie mnie. Nie mówcie o mnie. (...) Bo cokolwiek powiecie, to i tak nie będzie to. Pomińcie, proszę, mnie milczeniem. A najlepiej zapomnijcie. Szczęście z wami, cicho ze mną. (28)

***

14 lipca 1969 na ekrany amerykańskich kin wszedł niskobudżetowy film trójki
przyjaciół: Dennisa Hoppera, Petera Fondy i Jacka Nicholsona. Zatytułowali go Easy
Rider
.


(18) Charles A. Reich z Yale University dzieli rozwój świadomości Amerykanów na trzy
etapy: westernową Świadomość I (II poł. XIX w.), czyli światopogląd amerykańskiego
farmera, drobnego przedsiębiorcy i robotnika, który stara się coś osiągnąć w życiu,
industrialną Świadomość II (I poł. XX w.) czyli korporacjonizm oraz kontestacyjną
Świadomość III, która właśnie w l. 60. się wyłania: …zakiełkowała w sposób
zdumiewający i cudowny na kamienistej glebie amerykańskiego państwa korporacyjnego.

(...) Jej pojawienie się było tak spontaniczne, że nikt, nawet najwięksi radykałowie nie mogli przewidzieć tego, co nastąpi, ani zrozumieć z początku jej znaczenia. Nic
dziwnego, że wielu uznało ją za spisek, gdyż rozprzestrzeniała się u nas i za granicą
niewidzialnymi kanałami.
(Charles A. Reich, Zieleni się Ameryka, tł. Daniel Passent,
Warszawa 1976, s.241).
(19) Esej Jana Józefa Szczepańskiego o zbrodni Charlesa Mansona, powiązanego z
kalifornijskimi gangami motocyklowymi, w zbiorze Przed nieznanym trybunałem,
Warszawa 1975.
(20) Charles A. Reich, op. cit., s.245.
(21) Joanna Pollakówna, Niepokój, w: tejże, Weneckie tęsknoty. O malarstwie i
malarzach renesansu
, Warszawa 2003, s.116.
(22) Herman Hesse, op. cit., s.67-8.
(23) Edward Stachura, Cała jaskrawość, w: tegoż, Poezja i proza, t. III: Powieści,
Warszawa 1982, s.45.
(24) Bartłomiej "Celnik" Dobroczyński, Rock Szklanych Paciorków, w: "NaGłos" 1995,
nr 18/19.
(25) Kazimierz Jankowski, Hipisi w poszukiwaniu ziemi obiecanej, Warszawa 1972,
s.155-6.
(26) Edward Stachura, op. cit., s.24.
(27) Herman Hesse, op. cit., s.25.
(28) Edward Stachura, op. cit., s.37, s.82.

poniedziałek, 23 lipca 2012

NIE MA DOKĄD JECHAĆ cz.II



Stary bohater w nowym kontekście

Nieprzypadkowo został tu przywołany western, nie tylko z uwagi na występujące
w obydwu rodzajach filmów – różniące się w wymiarze ontologicznym, ale jednak –
konie. Jest w najklasyczniejszym z klasycznych Rio Bravo (1959) Howarda Hawkesa
scena, w której szeryf J.T. Chance próbuje znaleźć w saloonie strzelającego doń
uprzednio płatnego mordercę.
"Chance: Szukamy mężczyzny, który tu wbiegł.
Kowboj: Nikt tu nie wbiegł.
Chance: Zapamiętam, że to ty powiedziałeś."
Sytuacja ta zostaje prawie dokładnie powtórzona w meksykańskim warsztacie, gdzie
Aniołowie szukają zrabowanego i, jak się okazuje, bezpowrotnie już rozłożonego na
części motocykla.
"Meksykanin: Nikt tu nie kradnie.
Blues: Zapamiętam, że to ty powiedziałeś."
Peter był w owym czasie Johnem Waynem filmu motocyklowego (5) – podsumował ten
okres ich przyjaźni Jack Nicholson.

Oczywiście świat Hell's Angels nie może być tym samym szlachetnym światem
dawnych wartości, gdzie: Nad moralnością się nie dyskutuje, moralność nosi się w sobie
(6). Tu w ogóle nad niczym się nie dyskutuje ani nie rozmyśla; nie ma miejsca dla
książąt duńskich – tutaj się działa: nieważne, czy z sensem. Opowieść, podobnie jak w
Dzikim, skonstruowana jest według schematu rozpędzonej kuli śniegowej, której nic już
nie zatrzyma. Remedium jednak istnieje; trzeba było nie lepić tej pierwszej śnieżki, ani
też nie przyczyniać się turlaniem do jej urośnięcia. Ridersi Cormana są wprawdzie
młodzi, lecz to już nie chłopcy Benedeka. Stali się o wiele bardziej agresywni, brutalni i
hedonistyczni. Teraz nie oni ustępują przed policją, nie w nich lokalny szeryf wzbudza
respekt. Dwanaście lat po występie Marlona Brando i w produkcji niezależnej można już
pokazać więcej; w końcu każdy widz ma dostęp do prasy codziennej. Można nie udawać
dla uspokojenia społecznych nastrojów, że się pacyfikuje młodych, ale oskarżenie
wykrzyczane we wspomnianym kanonicznym westernie pozostało to samo: "Wszyscy
jesteście winni. Wszyscy!".

Pierwszy obraz dany widzowi to białe sztachety niewysokiego płotu, za nim
ogródek, domek, chłopczyk z rowerkiem bawiący się w słońcu. Sielskie osiedle nad
rzeką jest tak bezpieczne, że dziecko odważa się wyjechać za furtkę. Tuż przed nim
hamuje z piskiem ciężki, błyszczący i jakże groźny demon z silnikiem V-twin, harley.
Matka, głośno krzycząc "Nie!", dopada pociechy i zagarnia z powrotem w obręb
sztachet. Peter Fonda, jeździec cały spowity w czarne skóry, z Żelaznym Krzyżem na
piersi, w ciemnych okularach, z nieodgadnioną twarzą odjeżdża. On już zjadł jabłko z
Drzewa Wiadomości Dobrego i Złego.

Rozpadły się wielkie kolonialne imperia. Kraje, które miały kilkanaście osób z
wyższym wykształceniem, stały się narodami, a grupy ludności, które w niedawnym
czasie połączyły się w jedną wspólnotę, domagają się uznania jako osobne państwo. Ci,
którzy nie mogli dotąd wypowiedzieć swoich żądań i cierpliwie znosili prześladowania, w
każdej części świata zaczynają domagać się władzy. Dzieci w czwartej klasie organizują
strajki okupacyjne, a studenci niższych lat żądają prawa wyboru nauczających
profesorów. Zachodzi głęboki przewrót w istniejących dotąd relacjach między silnymi a
słabymi, posiadającymi i wyzutymi z własności, starymi i młodymi, posiadającymi wiedzę
i umiejętności i tymi, których im brak. Uspokajająca niegdyś myśl, że władza należy do
tych, którzy wiedzą, co robią, została poważnie zagrożona
. (7) Co z początków tego
powszechnego fermentu znalazło odbicie w filmie?

Bohaterka w dramatycznym dla siebie momencie włącza radio, a słysząc
wiadomości o zaostrzającej się sytuacji na wietnamskim froncie ("Ofensywa Stanów
Zjednoczonych na północ od Da Nang trwa mimo zawziętego oporu Vietcongu, który
poniósł ciężkie..."), szybko zmienia stację na nadającą muzykę taneczną. I to właściwie
wszystko – mało i dużo zarazem. Odrzucając znienawidzoną rzeczywistość, Hell's
Angels nie mają nic do zaoferowania; nie mogą czerpać z samych siebie i nie znajdują
niczego na zewnątrz. Trwają zawieszeni w próżni, nihiliści i destruktorzy właściwie bez
określonej filozofii, otoczeni znakami, które pozbawione treści nic już nie oznaczają.
Obecni nosiciele swastyk nie walczyli z poprzednimi na froncie. Wystarczą im motocykl,
piwo, narkotyki i seks z przyjemną wizualnie (choć i to nie jest warunkiem koniecznym)
dziewczyną. A jeśli znajdzie się wśród nich taki, dla którego w pewnym momencie to za
mało – będzie musiał odejść, stając się Swobodnym Jeźdźcem. Z subkultury przejdzie do
kontrkultury, a być może zacznie tworzyć kulturę alternatywną; zamiast w opozycji,
znajdzie się obok i będzie miał też coś do zaproponowania w zamian. Ale z kolegami z
gangu już nie odnajdzie tego porozumienia co dawniej, wśród nich bowiem taka
chociażby refleksja, zaczerpnięta z Rio Bravo, byłaby niemożliwa:
"– To miło spotkać kogoś myślącego.
– Faktycznie, to rzadkość...",
aczkolwiek jako statystyczny i kryminogenny margines Ameryki pod względem
stosunku do intelektualnego i emocjonalnego rozwoju jednostki w pełni wtapiali się Aniołowie Piekła w reprezentatywną grupę rodaków. ...rozmyślanie było złym nawykiem,
który z upływem lat tylko się pogłębi, im więcej czasu mu się poświęcało.
(...) Szczególnie
ważne jest, by nie zacząć zastanawiać się nad religią. Bóg, śmierć i sens życia to
niebezpieczne strefy dla młodej, wrażliwej psychiki, gęstwina, w której się błądzi,
powodująca najcięższe przypadki szaleństwa.
(...) Najniebezpieczniejszą, choć całkiem
oddzielną sprawą
(...), która posłała w opary szaleństwa całe kompanie młodych
biedaczyn, było czytanie książek.
(...) Szpitale psychiatryczne są przepełnione ludźmi,
którzy czytają za dużo.
(...) Niebezpieczna jest literatura piękna – to tam rozmyślania
mają swój początek i pożywkę dla rozwoju.
(8)

Blues przez refleksyjną, acz nawet przed samym sobą skrywaną, naturę skazany
jest na samotność, gdyż ona – a natura Wilka Stepowego w szczególności – zawsze
weźmie górę, chociaż: Człowiek nie jest w wysokiej mierze zdolny do myślenia i nawet
najbardziej uduchowiony i wykształcony osobnik patrzy na świat i na siebie samego
przez okulary bardzo naiwnych, upraszczających formuł.
(9)

Samotnik w stadzie

Przeszłość bohaterów nie jest znana, można pokusić się wyłącznie o domysły na
podstawie przesłanek: wyglądu, zachowania, wypowiedzi, sygnałów pozaekranowych.
Para głównych protagonistów, prezydent gangu Blues (przezwisko to naturalnie nazwa
eksplodującego m.in. dzięki Rolling Stonesom gatunku muzycznego, ale także, od
potocznego znaczenia blue – smutny, przygnębiony: "Smutas" czyli Tristan) i jego "stara
dama" Mike (Nancy Sinatra) grani są przez dzieci sławnych i bogatych rodziców, od lat
utrzymujących się na szczytach kariery i masowo uwielbianych nie tylko w Stanach. Ich
występ w drugoobiegowej produkcji, szczególnie w wypadku ślicznej córki Franka
Sinatry próbującej bez powodzenia sił w aktorstwie i z umiarkowanym sukcesem w
śpiewie, mógł więc nosić posmak sensacji. Współpraca młodego Fondy z Cormanem
była już mniej przypadkowym wyborem; poza mainstreamem miał większą możliwość
świadomego kształtowania własnej drogi artystycznej.

Zbigniew Pitera nazywa dzieci Henry'ego Fondy osobowościami twórczymi na
wagę złota
(10); wybrały one zupełnie inne sposoby na realizację w zawodzie, ale duch
buntu, szczególnie politycznego, towarzyszył także Jane, która, odebrawszy w kwietniu
1972 Oscara za Klute Alana J. Pakuli, dopuściła się w lipcu nieomal narodowej zdrady
wyjeżdżając do Hanoi, skąd rozpoczęła kampanię przeciwko wietnamskiej polityce
Nixona. (Jaką postawę bowiem powinien przyjąć człowiek wobec teraźniejszego rządu
amerykańskiego? Moja odpowiedź brzmi: wszelkie powiązania z nim są hańbiące
(11) –
pisał Thoreau w okresie wojny Stanów z Meksykiem ponad 120 lat wcześniej.) Zanim
jednak siostra sięgnie po laury w ojczystym kraju, przeżyje krótkotrwały romans z
francuskim kinem i francuską lewicą, a także zostanie za oceanem żoną Rogera Vadima.
Peter wystąpi u szwagra w adaptacji opowiadania Poego w nowelowym filmie Trzy kroki
w szaleństwo
(1968, reż. Vadim, Louis Malle, Federico Fellini); perwersyjnej,
eksponującej seksapil Jane w pseudośredniowiecznych kostiumach i nade wszystko w
bardzo złym guście. Jako baron Wilhelm pojawi się tylko na kilka minut, ale wywoła
wrażenie niezapomniane – szlachetny, piękny, nieodgadniony.

Prywatne korzenie aktorów rzutują na wizerunek ich wcieleń filmowych: odstają
od Aniołów, są urodziwsi, bardziej zadbani, lepiej ubrani, wyglądają na zrewoltowane
dzieci z dobrych domów upper-middle class, dla których nie istnieją problemy
finansowe. Być może Blues i Mike uciekli spod rodzicielskich dachów z nudy. Być może
w międzyczasie otarli się nawet o uniwersytet. Ich przyjaciele, Joe zwany Loserem
("Przegranym", życiową ofiarą) i jego dziewczyna (żona?) Geish, odtwarzani przez
Bruce'a Derna i Diane Ladd – owocem ich krótkotrwałego małżeństwa będzie podobna
do matki Laura Dern – jak też reszta gangu, nie są specjalnie przystojni, a do tego
niechlujni, bardziej prostaccy w języku i zachowaniach, sprawiający wrażenie
biedniejszych. Loser jako jedyny z Hell's Angels pracuje nawet przez chwilę na polu
naftowym po utracie motocykla, chcąc zapewne zarobić na nowy, co nie znaczy
fabryczny, egzemplarz. Geish snuje się po ekranie z nieustająco przyklepanymi
brudnymi włosami i powtarza, że musi sobie umyć głowę. Nikłe są to przesłanki do
uznania, że pochodzą oni z rodzin robotniczych, ale z całą pewnością na drabinie
społecznej, a szczególnie na jej ekonomicznym szczeblu, stoją niżej od Bluesa i Mike. I
jeszcze jedno: Smutas i Przegrany są jedynymi, których oficjalne nazwiska padają gdzieś
w tle wydarzeń, ale przecież widz nie FBI, żeby je zapamiętać.

Nie wiadomo również, co kierowało Tristanem z Żelaznym Krzyżem gdy
przystawał do gangu z San Pedro i czy od początku grał, również przed sobą, czy też
rzeczywiście dopiero śmierć przyjaciela spowodowała, iż dostrzegł, że "nie ma dokąd
jechać". Wiedział, jak Harry Haller, o istnieniu owego zwierciadła, w które będzie musiał
spojrzeć, wiedziony gorzką koniecznością
(12), a spojrzenia tego bał się jak śmierci?
Charakterystyka bohatera Hessego równie dobrze może posłużyć postaci wykreowanej
przez Fondę. Była to twarz nieco dziwna i smutna, ale przy tym czujna, bardzo
uduchowiona, świadcząca o intensywnej pracy umysłowej.
(...) Zaraz przy pierwszym
wejrzeniu widać było, że jest to człowiek niepospolity i niezwykle uzdolniony. Twarz jego
pełna była wyrazu, a niezmiernie subtelna i ruchliwa gra jego rysów odzwierciedlała
interesujące, w najwyższym stopniu pobudzone, niezwykle delikatne i czułe życie duszy.

(...) Spojrzenie to było raczej smutne niż ironiczne, nawet otchłannie i beznadziejnie
smutne. Treścią spojrzenia była rozpacz cicha i zrównoważona, w nawyk już zmieniona i
nieodwołalny kształt.
(13)

Gdyby ta prefiguracja Wyatta z Easy Ridera (1969, reż. Dennis Hopper) nie
cierpiała na jakąś chorobę duszy, usposobienia czy charakteru (14), bezrefleksyjni
koledzy nie nadali by jej miana Smutasa. Wilk stepowy zbłąkany pomiędzy nami, pośród
miast i domowych ognisk. Dobitniej żaden obraz go nie ukaże, nie odmaluje jego
trwożnego osamotnienia, jego dzikości, niepokoju, nostalgii i tułactwa.
(15) I ten
człowiek, potrafiący spojrzeć poprzez znaki i symbole, aby dostrzec kryjącą się za nimi
pustkę, ta dusza wrażliwsza niż najczulszy rezonator, to zarazem przywódca trzymający
żelazną ręką bandę ochlapusów skorych do bitki, wódz bezbłędnie planujący
przemyślane akcje odwetowe na złodziejach motocykli i policji, ortodoksyjny przeciwnik
twardych narkotyków i bezmyślnej przemocy oraz nigdy się nieupijający gracz w bilard.
Do powyższych cech praktycznych dodać trzeba jeszcze wierność w przyjaźni i lojalność
w uczuciu, jakie może było miłością, a którego końca widzowie są świadkami. Wypaliło
się. Blues znajduje w sobie człowieka, to znaczy świat myśli, uczuć, kultury i oswojonej,
sublimowanej natury, ale obok znajduje też w sobie "wilka", to znaczy ponury świat
popędów, dzikości, okrucieństwa i niesublimowanej, surowej natury
(16).
Z pewnością jest mu za ciasno w motocyklowym uniformie z czarnej skóry, jak
duszno by mu było i jak czułby się skrępowany urzędniczym garniturem i obrożą z
białego kołnierzyka. Dlatego na ważne pytania stawiane mu przez ukochaną –
dziewczyna jest także wrażliwa, a nadto dysponuje intuicją – odpowiada: "Nie wiem".
Co niczego nie wyjaśnia i komplikuje życie nie tylko jego, Tristana, który sam siebie
nienawidzi i dlatego nie może w pełni pokochać Mike. Nie chce także znosić ciężaru
odpowiedzialności za innych: "damę", Geish, wreszcie członków gangu, którzy – jak to
zwykle bywa w podobnych przypadkach – nie są jednomyślnie posłuszni przywódcy i
podejmują coraz śmielsze próby zaprowadzenia własnych porządków. Przeciw wodzowi
się szemrze, ale od niego też oczekuje się ratunku w sytuacji kryzysowej. Nie jest łatwo
być osobą charyzmatyczną, a że bywa się nią zawsze w kontekście jakiejś grupy, Blues
ostatecznie odrzuca grupę. Wcześniej jednak podejmie ostatnią, skrajnie desperacką
próbę przekonania samego siebie, że nic się w jego życiu nie zmieniło, i że dobrze mu w
szufladce z nalepką "Anioł Piekła".

A będzie się on błąkał po kraju uciśniony i wygłodzony;
a kiedy zazna głodu i wpadnie we wściekłość,
zacznie przeklinać swego króla i swego Boga;
podniesie oczy w górę,
potem popatrzy na ziemię;
a oto tylko utrapienie i ciemności,
i przygniatająca noc!

Iz 8, 21-22a (17)

Rzecz będzie miała miejsce w kościele, na pogrzebie przyjaciela przekształcającym się w
orgię. Ale o tym potem.

Przypisy: 
(5) Cyt. za: Meinolf Zurhorst, Lothar Just, Jack Nicholson, tł. Małgorzata Gawlik, Łódź
1992, s.95.
(6) Adam Garbicz, Jacek Klinowski, op.cit., s.339.
(7) Margaret Mead, Kultura i tożsamość. Studium dystansu pokoleniowego, tł. Jacek
Hołówka, Warszawa 1978, s.10.
(8) Mikael Niemi, Muzyka pop z Vittuli, tł. Monika Banach, Warszawa-Wołowiec 2003,
s.189-190.
(9) Herman Hesse, Wilk stepowy, tł. Józef Wittlin, Warszawa 1996, s.70.
(10) Zbigniew Pitera, Trzech wspaniałych. Henry Fonda. John Wayne. Humphrey
Bogart
, Warszawa 1990, s.10.
(11) Henry David Thoreau, Obywatelskie nieposłuszeństwo, w: Życie bez zasad. Eseje, tł.
Hanna Cieplińska, Warszawa 1983, s.200-1.
(12) Herman Hesse, op.cit., s.68.
(13) Ibidem, s.8, 11-2.
(14) Ibidem, s.13.
(15) Ibidem, s.21.
(16) Ibidem, s.69.
(17) Księga Izajasza, op.cit., s.856.

poniedziałek, 16 lipca 2012

NIE MA DOKĄD JECHAĆ Konteksty "Dzikich Aniołów" Rogera Cormana cz. I.



To nie może trwać wiecznie, ten cały obłęd i szastanie się to tu, to tam. Trzeba dokądś
dotrzeć, coś znaleźć.

Jack Kerouac (1)

Wyrostek sponiewiera starca,
i prostak dostojnika.
Toteż uchwyci się jeden swojego brata
w ojcowskim domu:
<Ty masz płaszcz, bądź naszym wodzem;
weźmijże w ręce tę ruinę!>
ten zaś się podniesie owego dnia mówiąc:
<Nie jestem lekarzem.
W mym domu nie ma chleba ni szaty.
Nie czyńcie mnie wodzem ludu!>

Iz 3, 5b-7 (2)

Ferment się zaczyna


Gdyby nie fakt, że premiera odbyła się dopiero w połowie grudnia, rok 1966
należałby przede wszystkim do Michelangela Antonioniego i jego Powiększenia,
obsypanego następnie deszczem nagród ze Złotą Palmą na czele. Generalizacja w
poprzednim zdaniu jest oczywiście względna, skoro najmodniejszym reżyserem tegoż
roku był Claude Lelouch, świeżo nagrodzony w Cannes za Kobietę i mężczyznę. Inne
ważne tytuły tego czasu to Pociągi pod specjalnym nadzorem Jiřiego Mentzla (Oscar dla najlepszego filmu zagranicznego dwa lata później), Oto jest głowa zdrajcy Freda Zinnemanna (Oscar dla najlepszego filmu anglojęzycznego), Niepokoje wychowanka Törlessa Völkera
Schlöndorffa, Matnia Romana Polańskiego (Złoty Niedźwiedź), Farenheit 451 Jeana-
Luca Godarda, Morgan, przypadek do leczenia Karela Reisza, czy Marat - Sade Petera
Brooka z debiutującą na dużym ekranie w sposób kongenialny Glendą Jackson. Jednym z
faworytów Akademii i widowni okazało się też Kto się boi Virginii Woolf? Mike'a
Nicholsa, ukazujący nowe aktorskie oblicze Liz Taylor i pozwalający zarazem zajrzeć za
kulisy jej burzliwego związku z Richardem Burtonem. Był to także rok ukończenia przez
Andrieja Tarkowskiego tak pięknego i zarazem porażającego okrucieństwem dzieła jak
Andriej Rublow (premiera 1969).

Kinematografia światowa nie zadrżałaby zatem w posadach, nawet gdyby dotarła
do niej wieść, że niejaki Peter Bogdanovich dokończył i zmontował za króla kina klasy
B, Rogera Cormana, kolejny jego młodzieżowy film Dzikie Anioły. Nie zadrżałaby, bo
kto mógł przypuszczać, że narodził się właśnie bohater (o ksywce "Blues") z twarzą
Petera Fondy w przyciemnianych okularach, który za trzy lata pod pseudonimem Captain
America stanie się ikoną czasów kontestacji, "człowiekiem wieczoru żyjącym pod
ciemną i wilgotną konstelacją Wodnika". Nie zadrżałaby tym bardziej, że Ingmar
Bergman zaproponował właśnie publiczności Personę. Z kolei wszystkie wyżej
wzmiankowane tytuły z obszaru kultury wysokiej nic nie obchodziły młodocianej
amerykańskiej widowni, która już nawet z rodzicami nie chciała oglądać Arabeski
Stanleya Donena lub Jak ukraść milion dolarów Williama Wylera.

Od początku tego roku obserwowano powstawanie pierwszych hipisowskich
wspólnot w Kalifornii i niepokojący wzrost narkomanii wśród młodych Amerykanów -
Lyndon B. Johnson zażądał nawet od FBI zdwojenia czujności w tym względzie, a
produkująca LSD kompania SANDOZ zablokowała wszystkie zamówienia. 16. kwietnia
aresztowany został apostoł psychodelii, doktor Timothy Leary, i za "posiadanie
zakazanych środków odurzających" groziło mu trzydzieści lat więzienia. Pod tym samym
pozorem, lecz mniej już odpowiadającym rzeczywistości, Ronald Reagan, wybrany w
1966 na gubernatora najpiękniejszego stanu Zachodniego Wybrzeża podły aktor, trzy lata
później rzuci do walki z młodzieżą w Berkeley policję, wojsko i Gwardię Narodową,
uzbrojone w ostrą amunicję i gazy łzawiące. W najlepsze trwały Próby Kwasu,
inspirowane przez Kena Keseya i jego Wesołych Dowcipków, co przyczyniło się do
delegalizacji LSD w Kalifornii. Z okazji ostatnich koncertów Beatlesów w San Francisco
autor Lotu nad kukułczym gniazdem wywiesił na ranczu w La Hondzie transparent
MERRY PRANKSTERS WITAJĄ THE BEATLES i ruszył kolorowym Autobusem do
Cow Palace z zaproszeniem. Zamiast Czworki z Liverpoolu, która niedługo wyruszy
własnym Autobusem w Magical Mystery Tour, zjawił się Augustus Owsley Stanley III,
altruistyczny producent kwasu, ale to już, jak zwykł mawiać Kipling, całkiem inna
historia.

Wystrzelono na Księżyc sondę Surveyor 1, a jeden z astronautów z Gemini 9 przez
sto czterdzieści dwie minuty przebywał w przestrzeni międzyplanetarnej - podczas tej
misji statek czterdzieści pięć razy okrążył Ziemię. Amerykańska telewizja emitowała
przekazane bezpośrednio z laboratorium Luna Orbiter 1 zdjęcia powierzchni Księżyca,
ale pomimo sukcesów międzygwiezdnych prezydent w ramach walki z inflacją ogłosił
redukcję funduszy na badania kosmiczne. Zażądawszy zarazem od Kongresu 2 469 000
000 dolarów na humanitarną i 917 000 000 na wojskową pomoc dla Trzeciego Świata.
Kontynuacja oficjalnej sprzedaży czołgów typu Patton do Izraela nie przeszkadzała
bynajmniej w potajemnym handlu myśliwcami odrzutowymi z Jordanią. Coraz
powszechniejsze stawały się zamieszki na tle rasowym, postępowała aktywizacja
dyskryminowanych wspólnot murzyńskich i indiańskich. Część komisji Warrena
sprzeciwiła się rozpoczęciu nowego dochodzenia w sprawie zabójstwa prezydenta Johna
F. Kennedy'ego. Zawarto handlowe porozumienie w sprawie lotów pasażerskich
pomiędzy USA a ZSRR i takież uruchomiono na trasie Związek Radziecki - Kanada.
Deklaracja z Honolulu potwierdziła zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w
wojnę pomiędzy Wietnamami Północnym i Południowym po stronie wojskowego reżimu
Nguyena Cao Ky, w proteście przeciw któremu pomiędzy 29. a 31. maja sześcioro
buddyjskich mnichów i mniszek dokonało publicznego samospalenia. (3) (Za trzy lata w
zajętej przez wojska Układu Warszawskiego Pradze podpali się "Pochodnia nr 1" - Jan
Palach i też nikogo z możnych tego najlepszego ze światów to nie obejdzie.) Tymczasem
LBJ otrzymał poparcie krajów Azji Południowo-Wschodniej w związku ze swoją
polityką w tym rejonie; wątpliwym jest, czy ludność tamże zamieszkująca wiedziała, że
go udziela. Siły amerykańsko-południowo wietnamskie i Vietcong Ho Chi Minha
prowadziły przeciw sobie działania zbrojne już od lat dwóch i nie zamierzały przestać
przez najbliższe dziewięć.

Na dziesięć dni przed Bożym Narodzeniem zmarł twórca i władca najbardziej
kiczowatych, zatem ulubionych, fantazji Amerykanów, którego Eleanor Roosevelt
wymieniała jednym tchem obok Shirley Temple w artykule Dlaczego my, Rooseveltowie,
chodzimy do kina
, Walt Disney. Dla kontrastu wypada jeszcze przypomnieć, że w Noc Walpurgi tegoż roku Anton Sandor LaVey założył libertyński Kościół Szatana.

Zły film nie do końca zły

W takim to czasie i świecie, gdzie śmierć z komiksu mieszała się z namacalną,
filmowa krew nazbyt zaczynała być podobna do prawdziwej, a młodociani chuligani w
niczym nie przypominali swoich ekranowych wizerunków, Roger Corman z pomocą
scenarzysty Charlesa B. Griffitha sięgnął po od dwunastu lat pokrywający się kurzem
wątek motocyklowego gangu (4), angażując autentyczną bandę z Venice, czym
niespodziewanie wywołał lawinę podobnych produkcji. Aniołowie Piekła okazali się
tematem na wagę złota. Wdzięczny współtwórcy sukcesu, Corman zaoferował
Bogdanovichowi 125 000 dolarów na realizację samodzielnego filmu, dzięki czemu rok
później powstały Cele - hołd dla Borisa Karloffa i głos w sprawie powszechnego dostępu
do broni zarazem. Stary wyjadacz pozahollywoodzkiego obiegu kolejny raz, w obydwu
wymienionych wypadkach, zainwestował z sukcesem.

Scenariusz Dzikich Aniołów, który zrealizował, nie był specjalnie odkrywczy, ani
też nie poruszał (choć z pewnym wysiłkiem można udowodnić, że pozornie) ważnych
egzystencjalnych problemów całej ludzkości. Był taki, jaki miał być w zamierzeniu:
prosty, chwytliwy, miejscami szokujący, ze scenami, jakie w żaden sposób nie mogły
powstać w Fabryce Snów, wciąż jeszcze lustrowanej ślepnącym okiem Kodeksu Haysa
(ostatecznie zawieszonego w 1968), i spełnił zadanie - przyciągnął młodzież do kin.
Bodajże Cecil B. De Mille odkrył już w czasach filmu niemego, że najlepiej sprzedają się
krew, seks oraz Biblia i na tej recepcie Hollywood ufundowało swą bajeczną,
monopolistyczną potęgę. Wyjąwszy pobieżne nawiązania do historii anielskiego buntu i
proroctw Izajasza, krwi i seksu młoda widownia dostała aż nadto. Fabuła bazowała na
wyobrażeniach o życiu prowadzonym przez gangi motocyklowe, ukształtowanych na
podstawie prasowych doniesień i plotek. A że nie każdy harleyowiec taki straszny, jak go
malują... Czas Swobodnych Jeźdźców jeszcze nie nadszedł, ale można było wyczuć
zmiany w powietrzu. Chwilowo żądna sensacji widownia dostała - in order of
appearance
:

- wyrzuconego z pracy wiertniczego, który, choć miał na utrzymaniu żonę, wcale się tym
nie
przejął (a to była już "czwarta robota w ciągu pięciu miesięcy"),
- wyścigi motocyklowe w kanionie, w których nagrodą była jedna z "mam" gangu,
bardzo chętna,
- rozprawę z meksykańskimi złodziejami, kradnącymi motory na części,
- policjanta strzelającego jednemu z obywateli w plecy i roztrzaskującego się swoją
maszyną na poboczu ze skutkiem śmiertelnym,
- dziewczęta w samej bieliźnie kąpiące się w strumieniu,
- głównego bohatera polegującego na łonie natury z dziewczyną, a następnie
zapinającego spodnie,
- wciąganie heroiny
- i bijatykę z tego powodu,
- napastowanie zamartwiającej się dziewczyny rannego aresztowanego,
- odbicie towarzysza z rąk policji połączone z próbą gwałtu na czarnoskórej pielęgniarce,
- kradzież radiowozu,
- zgon rannego na łóżku okrytym flagą Trzeciej Rzeszy w domu najprawdopodobniej
nie całkiem niepublicznym,
- właściciela zakładu pogrzebowego zadowalającego się podrobionym świadectwem zgonu,
- współobywateli okłamujących cynicznie FBI,
- stwierdzenie "do diabła z glinami",
- "mamę", niewiastę obyczajów swobodnych, udającą zbolałą wdowę,
- przykrytą nazistowskim sztandarem trumnę ustawioną w kościele,
- gwałtowną polemikę żałobników w czarnych skórach z pastorem, zakończoną
sponiewieraniem fizycznym duchownego,
- sutą libację nad trumną,
- szereg stosunków seksualnych uskutecznianych między kościelnymi ławkami, w tym
gwałt na wdowie w bezpośrednim sąsiedztwie nieboszczyka,
- usadowienie tegoż pod ścianą i wetknięcie mu w martwe usta zapalonego papierosa,
- pobitego pastora na zmianę wpychanego do i wyrzucanego z trumny,
- przykładnego młodego Amerykanina, rzucającego w kondukt pogrzebowy kamieniami
(słuszny sprzeciw "zdrowej" części społeczeństwa?),
- regularną bitwę na cmentarzu,
- a na zakończenie pokrzepiające wycie syren policyjnych (ktoś jednak czuwa nad
zachowaniem porządku w tym kraju).
Wszystko to gęsto ugarnirowane piwem, whisky, papierosami, trawką oraz
bezpruderyjnymi dziewczętami, od których jednak lśniące chromem i lakierem
motocykle były o wiele atrakcyjniejsze. Cóż, kowboje w westernach także cenili wyżej
konie niż narzeczone - inaczej w "twardym męskim kinie", bez babskich sentymentów,
po prostu nie wypadało. Dzikie Anioły nie są jednak aż tak niedobrym, niemądrym i
pustym filmem, jak by się wydawać mogło, zatem warto poświęcić mu nieco więcej
uwagi.

Przypisy:
(1) Jack Kerouac, W drodze, tł. Anna Kołyszko, Warszawa 1988, s.141.
(2) Księga Izajasza, tł. Józef Paściak OP, w: Biblia Tysiąclecia, Poznań - Warszawa
1971, s.851.
(3) W listopadzie 1965 tę samą formę protestu wybrało trzech młodych Amerykanów.
Ogółem w roku akademickim 1964/5 odbyły się akcje protestacyjne przeciw
dyskryminacji rasowej i wojnie wietnamskiej w 849 kampusach.
(4) Dziki (The Wild One), reż. Laszlo Benedek, USA 1954, jest obrazem pionierskim i
bardzo trafnie ujmuje zarówno istotę problemu, jak jego atrybuty i konsekwencje
(młodzieżowy bunt jako odbicie zwyrodniałej rzeczywistości, w której królują
nietolerancja i ksenofobia; znamienne objawy zachowań społecznych, sylwetka
psychiczna młodego outsidera; motocykl jako symbol seksu; wyeksploatowanie wątku
przemocy, która rodzi przemoc).
(...) Wyda się niewygodny, kalifornijskie medium
filmowe woli go zignorować
[B.M.]. (Adam Garbicz, Jacek Klinowski, Kino, wehikuł magiczny. Przewodnik osiągnięć filmu fabularnego. Podróż druga 1950-1959, Kraków 1957, s.134)

poniedziałek, 9 lipca 2012

Jak superbohater nie zabił Hitlera


Powyżej generał-major Henning von Tresckow zaraz się rozerwie...


WALKIRIA (Valkyrie), reż. Bryan Singer, USA-GER 2008

Kenneth Branagh dość rychło zostaje wysłany na front wschodni, więc możemy spokojnie iść z psem na spacer, póki nie powróci na kilkanaście sekund pod koniec, żeby się rozerwać na strzępy za pomocą materiałów wybuchowych.

PS Nie, to nie Tom Cruise gra Hitlera.

 


czwartek, 5 lipca 2012

Braki w lekturze mszczą się okrutnie



 KSIĘŻYC W NOWIU (New Moon), reż. Chris Weitz, USA 2009

            Pisał Italo Calvino w Rycerzu nieistniejącym, że jak dziewuszka straci chętkę na wszystkich mężczyzn rzeczywistych, jedno, co jej pozostaje, to mieć chętkę na takiego, którego wcale nie ma. Dziś za dziewuszkę wymyśla Stephanie Meyer, a także za nią czyta - choć niezbyt uważnie! - Shakespeare'a, Jane Austen i siostry Brontë. A, i podania Indian z plemienia Mahak (wciąż obecnego na Półwyspie Olimpijskim), przypisując je Quileutom (wymarłym).

poniedziałek, 2 lipca 2012

Wielkie zlodowacenie versus zderzenie z meteorytem


POJUTRZE (The Day After Tomorrow), reż. Roland Emmerich, USA 2004
W obliczu nowego wielkiego zlodowacenia amerykańscy obywatele znajdują wreszcie zastosowanie dla książek z Biblioteki Nowojorskiej. Palą nimi mianowicie w kominku pozbawionym cugu.



ARMAGEDDON, reż. Michael Bay, USA 1998
Melodramat niejedno ma imię a elfi wdzięk Liv Tyler działa jak aviomarin - tylko co to za Ziemia bez Paryża?!