piątek, 2 lipca 2010

WYJŚCIE Z MROKU. Między Odlotem a Hair Miloša Formana - cz.I



Wypowiadaj swą prawdę jasno i spokojnie i
wysłuchaj innych, nawet tępych i nieświadomych, oni też mają
swoją opowieść.
Max Ehrmann(1)


Good Morning Starshine

Amerykanie chcieli, dzięki europejskim sukcesom jego gorzkich i bezlitosnych komedii obyczajowych, aby Miloš Forman dla nich pracował. Otrzymał zatem kilka kuszących propozycji, z których nie skorzystał aż do 1968 roku. We wszystkich opracowaniach dotyczących czeskiego reżysera tę właśnie datę przybycia do Nowego Jorku podaje się jako wiążącą, lecz przyjazd w charakterze emigranta to nie pierwsza jego wizyta w Nowym Świecie. „Byłem obecny na pierwszym publicznym przedstawieniu Hair na Broadwayu jesienią 1967 roku. Poszedłem za kulisy i poprosiłem aktorów, aby mi dali nuty i tekst. Zabrałem to wszystko do Pragi z myślą o wystawieniu, ale nie udało mi się zainteresować żadnego teatru. Potem zamierzałem zrobić Hair jako swój pierwszy amerykański film”(2) – wspomina Forman. I jest to wspomnienie tyleż piękne, co nie do końca ścisłe, zainspirowało zaś scenarzystów przy tworzeniu wersji ekranowej. Przedstawienie pomyślane było jako dziejące się w bezczasowym teraz, aktualne, póki trwało zaangażowanie USA w wojnę wietnamską, czyli – o czym autorzy wiedzieć nie mogli – przez najbliższe cztery lata. Ukonkretniona akcja filmu natomiast obejmuje trzy jesienne dni 1967, kolejne trzy dni na początku 1968 i kończy na wojskowym cmentarzu Arlington ponad rok później. Zatem ekranowi bohaterowie tańczący i śpiewający w Central Parku niejako powtarzają nieświadomie słowa piosenek z najnowszego nowojorskiego przedstawienia, a przygoda kinowego widza rozpoczyna się w momencie, gdy czeski reżyser usłyszał je po raz pierwszy. Znana jest nie tylko data śmierci George’a Bergera, którą odczytać można na jednej z tysięcy ustawionych w idealnie równych, ciągnących się po horyzont, rzędach nagrobnych płyt: 6 kwietnia 1968, ale także dzień wieńczący akcję filmu, najprawdopodobniej 9 maja 1969 roku. Miała wtedy miejsce pierwsza z wielkich demonstracji pokojowych pod Białym Domem, kiedy to najodważniejsi spośród ponad 60 000 barwnych protestujących wtykali kwiaty w lufy broni Gwardii Narodowej, zajmującej się wówczas głównie krwawym pacyfikowaniem zrewoltowanych uniwersytetów. „Ameryka sieje śmierć nie tylko wśród innych narodów, lecz również w swoim własnym kraju.”(3)

Te dwa lata to okres największego ożywienia wszelkich środowisk pacyfistycznych, sprzeciwiających się niemoralnej – jak ją sami nie bez słuszności nazywali – bezprawnej, bratobójczej wojnie rządu USA przeciwko ludowi Wietnamu, walczącemu o samostanowienie. Jest to także czas aktywizacji młodego pokolenia Indian, którzy posunęli się nawet do okupacji wyspy Alcatraz, odmawiając służby wojskowej i żądając oficjalnego zwolnienia z tego obowiązku – po czterech miesiącach zostali usunięci siłą. Pamiętać też należy o nasileniu się działalności, nie tylko pokojowej, organizacji murzyńskich, walczących o zniesienie nierówności rasowych. Młodzież, głownie ze środowisk akademickich, nierzadko wspierana przez wykładowców, sprzeciwiała się agresji i dyskryminacji w ogóle, czyli opowiadała się przeciw posługującemu się nimi jako głównymi środkami nacisku Systemowi. „Nadszedł moment, w którym sposób, w jaki toczy się maszyna społeczna, stał się tak odrażający, że napawa nas wstrętem.” – deklarował z młodzieńczą egzaltacją, lecz szczerze, jeden z aktywistów – „Nie można już dalej uczestniczyć, a tym samym nie można milczeć. Trzeba rzucić swoje ciała w tryby, koła, dźwignie systemu, który musi być unieruchomiony. I trzeba czuć się zobowiązanym, by powiedzieć wprowadzającym w ruch maszynę, wszystkim tym, którzy sądzą, że są jej posiadaczami, iż gdy nie zatrzymają biegu dobrowolnie, będziemy śmiało przeszkadzać w jej funkcjonowaniu.”(4) Na uniwersyteckich kampusach pojawiły się, obok portretów chociażby Che Guevary, zdjęcia Henry Davida Thoreau, autora Obywatelskiego nieposłuszeństwa, który ponad sto lat wcześniej głosił poglądy zbieżne z punktem widzenia kontestatorów. „[...] nadchodzi pora – pisał w 1849 – aby uczciwy człowiek burzył się i wywoływał rewolucję. A przedsięwzięcie to wydaje się tym bardziej palące, że kraj w ten sposób podbity [chodzi o wojnę z Meksykiem – przyp. B.M.] nie jest naszym własnym krajem, mimo że nasza jest przecież okupująca go armia.”(5) Tekst ten zachował aktualność do dziś, i zapewne nigdy się nie zestarzeje, co bezapelacyjnie świadczy o niezmienności polityki amerykańskiego rządu oraz trwałości Systemu.

Rozpoczął się okres odwetu aparatu władzy. Wbrew woli znacznej części społeczeństwa USA zdecydowały się na zbrojną interwencję w Kambodży (nieoficjalnie również w Laosie), w ośrodkach uniwersyteckich starcia z siłami porządkowymi nierzadko przynosiły ofiary śmiertelne – najgłośniejszą była „bitwa o park” w Berkeley. Pokolenie wstępujące kwestionowało właściwie wszystko: kulturę, politykę, organizację społeczną, normy etyczne, skonwencjonalizowane formy życia codziennego, wzorce zachowań. Nie można jednak skwitować ówczesnego powszechnego fermentu (kontestacyjny światopogląd tworzy się anonimowo i zbiorowo) stwierdzeniem, że osiąganie dóbr konsumpcyjnych obraca się przeciwko człowiekowi. Wszechogarniające zwątpienie w słuszność porządku otaczającego świata miało swe źródła w dojmującym poczuciu nieuczciwości owego uporządkowania. „[...] nasze społeczeństwo ze swym dogmatyzmem, jednostronnym podejściem do wszystkich zjawisk, z jego dominującą fałszywą świadomością, z coraz szerszą luką między faktami i retoryką sprzyja temu, że w pewnej chwili luka wiarygodności powiększa się ponad miarę i powoduje wówczas katastrofalne skutki dla świadomości młodego człowieka.”(6) Zaangażowanie gospodarcze rządu Stanów Zjednoczonych w Indochinach było minimalne, przyczyny zwiększenia przez prezydenta Lyndona B. Johnsona początkowej liczby 900 doradców wojskowych w Wietnamie Pd. (1960) do 21 000 żołnierzy w 1964, a następnie – mimo nawet tak drastycznych form protestu, jak samospalenie się trzech Amerykanów w listopadzie 1965 – do 536 100 w 1968, nie miały więc natury ekonomicznej. W dobie zimnowojennego wydzierania sobie przez USA i Związek Radziecki stref wpływów nie można było w imię demokracji dopuścić do opanowania przez komunistów całej Południowo-Wschodniej Azji. Zabijanie na obcej ziemi stało się patriotycznym obowiązkiem i wyznacznikiem porządności obywatela. „Okazało się, że nie jestem dostatecznie moralny, aby wstąpić do wojska i móc palić kobiety, dzieci, domy i wioski w Wietnamie.” – podsumowuje Arlo Guithrie w Restauracji Alicji (1970, reż. Arthur Penn) gdy, jako nieodrodny syn swojego ojca Woody’ego, folkowego śpiewaka i trampa, odmawia służby wojskowej. „Tak, jestem śmieszny, żałosny. Bo nie chcę tam jechać, żeby mordować kobiety i strzelać do dzieci.” – krzyczy Berger w formanowskim Hair (1979), usiłując nakłonić Claude’a do dezercji. Socjolożce Margaret Mead serce przestaje bić na chwilę, gdy uświadamia sobie i swoim czytelnikom, że „w wojnie tej w ciągu jednego dnia więcej dzieci ulega poparzeniu napalmem, niż [...] szpital może uratować w ciągu roku”(7). Palenie w czasie demonstracji egzemplarzy amerykańskiej konstytucji staje się widomym znakiem tego, co politycy uczynili z nią już dawno. „...dla tych, którzy ujrzeli prawdziwe możliwości życia, którzy doświadczyli wyzwolenia i miłości, którzy widzieli ziemię obiecaną, dla nich perspektywa ponurej posady w korporacji, życie na farmie hodowlanej czy żałosna śmierć na wojnie są zupełnie nie do przyjęcia. [...] Dla nich rozbieżność miedzy tym, co mogłoby być, a tym, co jest, stała się przytłaczająca; jest to chyba najważniejszy fakt w ich życiu. Wizja Ameryki, kraju piękna i obfitości, kraju ludzi wolnych została zdradzona.”(8)


(1) Max Ehrmann, Desiderata, przeł. Andrzej Jakubowicz, [w:] Marian Sworzeń, Desiderata. Dzieje utworu, który stał się legendą, Poznań 2004, s. 10.

(2) Krystyna Michalska, Bohdan Michalski, Nowe Hollywood. Rozmowy o sztuce i rzemiośle filmowym, Warszawa 1987, s. 34.

(3) Charles A. Reich, Zieleni się Ameryka, przeł. Daniel Passent, Warszawa 1976, s. 21.

(4) Mario Savio, cyt. za: Aldona Jawłowska, Drogi kontrkultury, Warszawa 1975, s. 61.

(5) Henry David Thoreau, Obywatelskie nieposłuszeństwo, [w:] Życie bez zasad. Eseje, przeł. Hanna Cieplińska, Warszawa 1983, s. 203.

(6) Charles A. Reich, op. cit., s. 245.

(7) Margaret Mead, Kultura i tożsamość. Studium dystansu pokoleniowego, przeł. Jacek Hołówka, Warszawa 1978, s. 13.

(8) Charles A. Reich, op. cit., s. 244.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz